Augusta i Louisa Lumière od grubo ponad 100 lat uważa się za pionierów kinematografii. Nie bez racji, oczywiście, ale także dzięki ówczesnej magii Francji i wszystkiego co francuskie. Pomysłowi i pracowici bracia skonstruowali kamerę, niemal genialną w swej prostocie. Początkowo kamera służyła także jako projektor. W czasie wyświetlania filmu za źródło światła służyła ustawiona wprost za nią nieco zmodyfikowna latarnia magiczna (Laterna Magica).
Dobry produkt Lumière`ów, nowoczesny marketing i logistyczna przewaga nad konkurencją (rodzinna fabryka z branży fotograficznej), bardzo szybko rozpropagowały nową “zabawkę” ludzkości. Wśród zachwytów, niedowierzania i zabawy rodził się świat, w którym magicy i szarlatani szybko uczyli się ożywiania nieruchomych dotąd obrazów (fotografii). “Zabawka”, wbrew opini wielu ówczesnych sceptyków, nie tylko się nie znudziła, ale stała się tak potężna, że dziś może “zwalać i podźwigać trony”. Oczywiście z pomocą telewizji i internetu.
Ale nazwisko Lumière to także autochromy.
Kolorowa fotografia trafia pod (wypasione) strzechy
Louis Lumiere z mikroskopem, probówkami i... papierosem (?)
Ale bracia Lumière to nie tylko wynalazek kinematografu. To także jedna z pierwszych na świecie udanych metod uzyskiwania barwnych fotografii. Zasadnicze prace nad wynalazkiem zakończyli 17 grudnia 1903 roku. Na początku 1904 wynalazek opatentowali. Ale dopiero w 1907 roku po udoskonaleniu, wdrożyli do masowej produkcji.
Autochromy, bo tak nazwali zdjęcia wykonywane tą metodą, dość wiernie odwzorowywały naturalne barwy, co stało się powodem ich wielkiej popularności. Jej schyłek przyniosły dopiero wynalazki z połowy lat 30. XX wieku (np. wprowadzenie subtraktywnej metody uzyskiwania koloru w fotografii). Zasadniczo używano ich w latach 1907-1935. Dość długo jak na rozpędzony wynalazkami świat tamtych czasów.
Zachowane do dziś najstarsze autochromy przedstawiające m.in. rodzinę Lumière, na której bracia “testowali” swój wynalazek, wciąż zachwycają. Patrząc na te zdjęcia o wciąż żywych, naturalnych barwach, widać, że ukazany na nich świat “zdarzył się” zaledwie przedwczoraj. A miary upływu czasu to jedynie złudzenie.
Niestety, autochromy były i są delikatne. Wynika to z ich skomplikowanej budowy opartej na naturalnych składnikach. Szybciej niż inne zdjęcia niszczeją przechowywane w złych warunkach. Źle znoszą upływ czasu. Temperatura (zbyt niska, czy zbyt wysoka), zbyt duża wilgotność (i towarzyszące jej grzyby, pleśnie itp.), składniki powietrza, a nawet światło, dokonywały i dokonują nieodwracalnego spustoszenia w delikatnej strukturze autochromów.
Autochromy, które były przechowywane w dobrych warunkach, wciąż cieszą oko kolorami.
Kwiaty w szklarni. Ze zbiorów KinoHistoria
Te, które spotkały po drodze wszelkie nieszczęścia, urzekają resztkami minionej urody. Przynajmniej niektórych…
Utracone w dużej części barwy - los wielu autochromów z piwnic i strychów. Ze zbiorów KinoHistoria
Z czego są autochromy, czyli do czego jeszcze mogą służyć ziemniaki?
Struktura autochromu ma charakter warstwowy. Podstawą jest szklana płytka. Często wówczas stosowany trwały, a przede wszystkim transparentny nośnik obrazu.
Na płytkę nanoszono najpierw specjalny lakier, rodzaj werniksu (werniks służy np. przy wykończeniu obrazu) z naturalnej miękkiej żywicy i naturalnej gumy. Warstwa zarówno stanowiła klejący podkład dla kolejnych warstw, ale także przyklejała wszystkie warstwy do szklanego podłoża.
Następnie na lakier nanoszono… mikrogranulki skrobii ziemniaczanej barwionej na trzy kolory – czerwony (możliwe było użycie odcieni od czerwonego do pomarańczowego), niebieski (do fioletowego) i zielony. Granulki musiałby być odpowiedniej wielkości. Nie za duże i nie za małe. Przesiewano je przez specjalne sita. Średnio każde ziarenko miało od 10 do 15 mikronów (symbol μm). 1000 mikronów to dopiero 1mm! Na każdym 1 calu kwadratowym powierzchni (6,45 cm kwadratowego) znajdowało się ok. 4 000 000 mikrogranulek!
Mikrogranulki równomiernie rozprowadzane po powierzchi, mieszały się między sobą tworząc przypadkową barwną mozaikę. Potem trzeba było delikatnie przycisnąć (wprasować) je do podłoża, co robiono przy pomocy lekkiego wałka. Luźne granulki usuwano w czasie szczotkowania. Ważne było, aby na płytce grubość warstwy odpowiadała grubości pojedynczej granulki. Starano się uniknąć pustych miejsc między granulkami, więc ściskano je lekko w poziomie. Ich kształt zmieniał się z owalnego na lekko spłaszczony. Między granulkami pozostawały gdzieniegdzie maleńkie przerwy. Na zdjęciu widoczne były później jako małe białe kropki. Widać je lepiej w dużym powiększeniu. Ewentualne przerwy między granulkami były wypełniane drobno sproszkowaną czarną sadzą. I rzeczywiście w wielu autochromach zdarza się zaobserwować takie czarne drobinki.
Mikrogranulki pokrywano warstwą składającą się z lakieru nitrocelulozowego (mieszanina naturalnej żywicy i nitrocelulozy). Czasem jako warstwę oddzielającą stosowano także szelak Na takie podłoże nanoszono najważniejszą w fotografii analogowej, światłoczułą emulsję (na bazie halogenku srebra i żelatyny). Była to emulsja panchromatyczna do fotografii czarno-białej.
To wszystko pokrywano ostatnią warstwą lakieru (w postaci naturalnej żywicy, lub innej substancji) zabezpieczającej powierzchnię emulsji fotograficznej.
Tak spreparowane magiczne szkiełka (różnej wielkości w zależności od formatu) były gotowe do użycia przez fotografa. Ale oczywiście potrzebne były pieniądze… A na początku XX wieku taka kolorowa fotografia tania raczej nie była…
Jak powstawał kolor?
Podczas ekspozycji światło przenikało przez ziarenka, które tworzyły różnokolorowy filtr. Po wywołaniu do pozytywu powstawał barwny obraz, niemal w naturalnych kolorach.. Czas naświetlania, czyli czas w jakim przesłona aparatu musiała pozostać otwarta) wynosił w przypadku autochromów 2-3 sekundy. To bardzo długo w porównaniu do “normalnych: zdjęć. Wykonywanie zdjęć obiektów w ruchu było raczej niemożliwe. Czasem pozujący ludzie potrafili się niestety poruszyć w trakcie robienia zdjęcia. Potem wyglądali jak nieostre zjawy o “rozjechanych” rysach twarzy. Na zdjęciach z wakacji z początku zeszłego wieku zdarzało się to całkiem często. Na szczęście malownicze krajobrazy, piękne kwiaty, egzotyczne rośliny, antyczne ruiny miały więcej cierpliwości dla fotoamatorów.
Autochrom był diapozytywem. Po wywołaniu na płytce pojawiał się gotowy wielobarwny obraz pozytywowy. Początkowo oglądanie autochromów odbywało się na zasadzie projekcji w prostym i niedużym urządzeniu wyposażonym w lustro i ekran. Potem pojawiła się możliwość drukowania odbitek na papierze. Pozwoliło to na wydawanie albumów z kolorowymi zdjęciami.
A ile to wszystko kosztowało?
Henri Gaud, fotograf z GAUD Editions podaje bardzo ciekawe dane dotyczące “ekonomicznej” strony wykonywania autochromów. Co prawda bierze pod uwagę dane zaczerpnięte z katalogu i cennika na rok 1930 firmy Photo-Plait, znanego paryskiego sklepu i domu wysyłkowego (istniał jeszcze w latach 80. XX wieku). Ale w 1908 roku koszty wykonywania kolorowych slajów stereoskopowych musiały być proporcjonalnie jeszcze większe. Trudno nam powiedzieć, na ile te wyliczenia są ścisłe. Ale robią wrażenie.
W 1930 roku płyty autochromowe (w rozmiarze 6×13 cm) były sprzedawane w opakowaniach po cztery sztuki w cenie 13,10 franków francuskich (FRF). Wywoływanie i składanie par stereo kosztowało 4,8 FRF za płytkę. Oznacza to, że całkowity koszt “wyprodukowania” jednego autochromu wynosił około 8 FRF. Przeglądarka stereo np. Planox (jedna z firm produkujących stereoskopy) kosztowała 1065 FRF (w 1930 roku). Do wykonywania autochromów niezbędny był światłomierz. Cena “automatycznego” fotometru Justophot wynosiła 175 FRF. Wreszcie należało zakupić aparat fotograficzny. Cena aparatu Heidoscop 6×13 z 4,5 soczewkowym obiektywem i kasetką do ładowania szklanych płytek wynosiła 4100 FRF. Indeks cenowy INSEE (Francuski Krajowy Instytut Statystyki i Gospodarki) sugeruje następujący współczynnik przeliczania cen: jeden FRF z 1930 odpowiada kwocie 0,5 euro w 2004. Wynika z tego, że według w miarę współczesnych cen aparat do zdjęć stereoskopowych autochromowych kosztowałby 2670 euro, czyli ok. 11 546,68 zł! Koszt jednej płytki to według współczesnych cen to ok. 4 euro czyli ok. 17 zł. w 2004 roku.
Średnie wynagrodzenie pracownika w 1930 roku było równoważne dzisiejszemu wynagrodzeniu 350 euro miesięcznie, czyli ok. 1500 zł. Odnosząc się do siły nabywczej i porównaniu zarobków z 1930 do dzisiejszych, Gaud dochodzi do naprawdę porażających kosztów. Według niego stereoskopowy aparat do autochromów musiałby kosztować współcześnie ok. 23 000 Euro,czyli ok. 99 000 zł! A koszt jednego gotowego (zakup i wywołanie) slajdu stereoskopowego wyniósłby 34 Euro (ok. 150 zł).